Bezpieczeństwo nad morzem.
Letni poranek. Jesteś jeszcze w łóżku. Jesz croissanta z dżemem i popijasz aromatyczną kawą. Miękka poduszka otula twoje ciało. Jest ci przyjemnie. Jesteś na wakacjach w Kołobrzegu i nic nie musisz. Promienie słońca wpadają do sypialni, a ty leniwie się przeciągasz. Myślisz – urlop, pogoda taka piękna, pójdę z rodziną nad wodę. Między kęsem rogalika a łykiem kawy czytasz poranną gazetę.
W tekście pojawia się pytanie. Czy gdybyś widział osobę w sytuacji zagrożenia życia, potrzebującą pomocy, pospieszyłbyś jej na ratunek? Jesteś przekonany, że tak. No tak, jasne, że tak. Dałbym radę – myśli o własnej odwadze wypełniają głowę.
Tymczasem, aby dostrzec osobę potrzebującą pomocy, musimy po prostu … patrzeć. Jakkolwiek banalnie to brzmi.
– Jak to patrzeć? Ja nie widzę? Ja? Ja mam oczy dookoła głowy, nawet jak nie paczę to paczę i widzę, co dzieci robią.
Ogarnia cię poirytowanie. Z ciekawości czytasz jednak dalej.
Jak to możliwe, że utonęła na oczach rodziców. Chłopiec tonął i nikt nie zareagował. Myśleli, że to zabawa, a on walczył o przeżycie. Nagłówki jak z procy strzelają, a kęs rogala utyka gdzieś między ustami, a żołądkiem.
Jak to możliwe, żeby nie widzieć, jak twoje własne dziecko się topi?!I to dosłownie kawałek od ciebie – kołacze ci w głowie. Rzucasz w myślach epitetami, w których posądzasz rodziców o bezmyślność, ignorancję, nieodpowiedzialność.
Autor tekstu z tobą pogrywa. Zaczepnie rzuca – i co? Wściekłeś się? Przewiduje Twoją reakcję.
No wściekłem się. – prowadzisz z nim dialog.
Tymczasem okazuje się, że i Ty, być może przynajmniej raz w życiu widziałeś tonące dziecko i nie zrobiłeś zupełnie NIC.
Jak to nic. No teraz to już przegiął. Przypominasz sobie pytanie, w odpowiedzi, na które deklarowałeś swoje bohaterstwo i wydeklamowane „nawet jak nie paczę , to paczę i widzę, co dzieci robią.” Przecież wiesz jak wygląda tonący. Oglądałeś Słoneczny Patrol. Jesteś przekonany, że nigdy nie widziałeś w wodzie dziecka, które macha rękami i krzyczy pomocy. Na mur beton wiesz, że nie widziałeś. I masz rację. Nie widziałeś. A skąd wiesz, jak wygląda tonący?
Z telewizji?
…acha.
W telewizji nie wszystko jest takie jak w rzeczywistości. Tonące dziecko nie macha rękami. Nie krzyczy. Pamela Anderson nie wskakuje do wody, nie płynie niczym syrena i nie wyciąga poszkodowanego na brzeg, po czym nie robi resuscytacji, po której dziecko odkasłuje wodę, wstaje, mówi dziękuję i wpada w objęcia mamy. NIE, to tak nie wygląda. Nasza pamięć zapożyczyła sobie sceny z popularnego serialu, które niewiele mają wspólnego z prawdziwym życiem. Dramat tonącego na ekranie w rzeczywistości odbywa się po cichu, bez widowni lub czasem z widownią, ale zupełnie nieświadomą rozgrywanej sceny i co najgorsze, bez reakcji.
Jak zatem wygląda tonące dziecko?
Jak rozpoznać, że dziecko tonie
Tak, jak każdy z nas zna zasady pierwszej pomocy, a przynajmniej mniej więcej wie, jak ona wygląda, tak jadąc nad morze warto wiedzieć, jak rozpoznać, że dziecko, które jeszcze przed chwilą się obok nas bawiło, już się nie bawi, a tonie.
Istnieje kilka symptomów, które pomogą nam ocenić sytuację.
Brak dramatycznych ruchów, machania rękami, wołania o pomoc – bardzo trudno właściwie zinterpretować taki obrazek, bo dziecko wcale nie wygląda, jakby potrzebowało pomocy.
Jednak gdy zauważysz:
głowę odchyloną do tyłu i otwarte usta
usta na poziomie wody
zamknięte oczy lub nieobecne spojrzenie
włosy opadające na twarz
chaotyczne ruchy, próby łapania powietrza i płynięcia w określonym kierunku, które kończą się pozostaniem w jednym miejscu
brak odgłosów (dzieci bawiąc się w wodzie, zwykle śmieją się, piszczą, krzyczą, hałasują)
Istnieje duże prawdopodobieństwo, że właśnie jesteś świadkiem tonięcia. Na reakcję masz zaledwie kilkadziesiąt sekund. Jeżeli obawiasz się, że źle rozpoznałeś sytuację i nie chcesz wyjść na idiotę (kto z nas chce?) podpłyń i zapytaj czy wszystko w porządku. Jeżeli dziecko nie będzie w stanie odpowiedzieć – działaj. To jest właśnie ta sytuacja, w której wszystko zależy od Ciebie.
Dlaczego dziecko nie krzyczy?
Zastanawiasz się, dlaczego tonące dziecko nie krzyczy, przecież w filmach tonący zawsze woła o pomoc. Ustaliliśmy jednak, że filmy to fikcja. Jeżeli założymy, że usta tonącego dziecka znajdują się na poziomie wody, a dziecko wykonuje spazmatyczne ruchy, w wyniku których jego twarz znajduje się nad wodą, by za chwilę pod nią wpaść, nie ma czasu na wołanie. Dziecko próbuje złapać haust powietrza, zanim jego twarz znów się zanurzy. Ma na to dosłownie sekundy. Wykrzyczenie słów ratunku, pomocy, na pomoc zwyczajnie nie zmieści się w tym krótkim odcinku czasu. W walce o życie często dochodzi do zachłyśnięcia. Woda trafia do przełyku, wypełnia płuca, wpada do żołądka, a to dodatkowo komplikuje sytuację i utrudnia oddychanie. Dziecko nie krzyczy, bo koncentruje się na tym, by utrzymać się na powierzchni wody, by złapać oddech, na wołanie o pomoc zwyczajnie nie ma czasu ani siły.
Dlaczego dziecko nie macha rękami
Tonące dziecko nie macha rękami. Wydawałoby się, że to takie proste, pomachać. Skoro pływając rusza rękami w wodzie, to przecież może je wyciągnąć na powierzchnię i pomachać. Otóż nie jest to takie proste, jak z pozoru wygląda. Ciało dziecka, które rozpaczliwie walczy o życie, znajduje się w pozycji spionizowanej i co dziwne, dziecko nie porusza nogami. Za to ręce są bardzo aktywne. Dziecko instynktownie rozkłada je w wodzie tak, by utrzymać się na powierzchni. Wyciągnięcie rąk w górę powoduje ściągnięcia ciała pod wodę. Ruchy są nieskoordynowane, niespokojne, dziecko ma problem z kontrolowaniem własnego ciała. Wynurza się, by złapać oddech, po czym znów wpada pod wodę. Po cichu. Bez zwracania na siebie uwagi. Walczy tak 20 – 60 sekund i znika. A ludzie jak bawili się w wodzie, tak bawią się nadal.
Pisząc ten artykuł miałam ściśnięty żołądek. Choć współczujemy, zwykle myślimy, że sprawa nas nie dotyczy. Spychamy pewne istotne tematy na peryferyjne obszary naszych myśli i nie dopuszczamy ich do głosu. Przecież są wakacje. Kołobrzeg taki piękny. Ma być miło i przyjemnie. Mojemu dziecku nic się nie stanie, bo jestem obok – myślimy. Tymczasem okazuje się, że gros dzieci tonie oddalonych o kilka metrów od swoich rodziców, którzy nieświadomi rozgrywanej tragedii myślą – o jaki z niego świetny nurek lub zupełnie tracą czujność, bo co może się stać dziecku oddalonemu zaledwie 2 metry od brzegu?
Kiedy mama wypoczywająca na leżaku zamyka oczy, dzieckiem zajmuje się tata. Kiedy tata idzie popływać, w zabawach dziecku towarzyszy mama. Na urlopie łatwo uśpić czujność, odpuścić sobie to i owo. Na bałwany morskie nie odpuszczajmy sobie odpowiedzialności za nasze dzieci, nawet na urloppie. Bądźmy z nimi. Znacie powiedzenie, że nawet w łyżce wody można się utopić? Potraktujmy to przysłowie jak przestrogę. Obserwujmy nasze dzieci. Jako rodzice musimy przewidywać i reagować na zaistniałe sytuacje.
Mam nadzieję, że tych kilka wskazówek otworzy nam wszystkim szerzej oczy. Bądźmy mądrzejsi i bardziej rozważni. Obserwujmy i dostrzegajmy to, co się wokół nas dzieje. Ratownik nie zawsze pierwszy zauważy sytuację. Być może w tan sposób uchronimy nasze dziecko przed tragedią, być może uratujemy czyjeś dziecko przed utonięciem.
Pamiętajmy, dziecko odchodzi po cichu. Nie pomacha na pożegnanie. Nie zawoła. Jeśli samo będzie walczyło z żywiołem, bardzo prawdopodobne, że przegra. Nie pozwólmy mu na to.